28-letni Bernie Noel, neurotyk ze skłonnością do paranoi, postanawia pewnego dnia opuścić sierociniec, w którym się dotąd wychowywał i pracował. Zabiera ze sobą wypracowane przez lata oszczędności - 400 tysięcy franków. Nie znając świata zewnętrznego ani wartości pieniądza, jest przekonany, że starczy mu to na przeżycie kilku dni, a później "się zobaczy". Bernie ma jasno wytyczony cel: chce dowiedzieć się, kim byli jego rodzice i dlaczego go porzucili. Okoliczności, w jakich trafił jako dwutygodniowe niemowlę do domu dziecka, utrzymywane są, bowiem w tajemnicy. Bernie wynajmuje mieszkanie w centrum miasta i z ośrodka opieki społecznej wykrada swoje dossier. Wynika z niego, że znaleziono go na śmietniku. Nie mogąc się pogodzić z myślą, że rodzice wyrzucili go jak zepsutą rzecz, Bernie wymyśla sobie własną wersję swych losów. Jego rodzice mieli jakoby paść ofiarami mafii i zostać porwani. Wierząc, że nadal grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony gangsterów, podrzutek wyrusza im na odsiecz. Przy pomocy starego dozorcy, który kiedyś znalazł go wśród odpadków, Bernie trafia na ślad ojca: jest nim bezdomny kloszard, Donald Willis. Amerykańsko brzmiące nazwisko rodzica tylko utwierdza Berniego w przekonaniu, że wersja z mafiosami-porywaczami jest prawdziwa. Razem już wyruszają na "ratunek" matce, która wiedzie dostatnie, wygodne życie u boku drugiego męża, adwokata, i wychowuje wraz z nim nastoletnią córkę. Nie ma najmniejszej ochoty wracać do niechlubnej przeszłości, ale syn i były mąż nie dają jej wyboru. Wymordowują nową rodzinę "mamusi" i porywają przerażoną kobietę, aby wreszcie wieść życie we trójkę. Żeby szczęście Berniego było pełne, zakochuje się on w młodej kwiaciarce i narkomance Marion, która mieszka ze swoim ojcem alkoholikiem Raimondą, poruszającym się na wózku inwalidzkim. Widząc, że Bernie dysponuje sporą gotówką, Marion zgadza się na randkę z nim. Tymczasem między rodzicami Berniego dochodzi do gwałtownej awantury. Wypominając sobie dawne grzechy i obciążając się nawzajem winą za wyrzucenie dziecka do zsypu, biją się, czym popadnie. Zaalarmowana przez lokatorów domu policja znajduje na podłodze dwa trupy. Przeświadczeni, że zbrodni dokonał Bernie, funkcjonariusze urządzają na niego obławę. Debiutanckie dzieło francuskiego aktora Alberta Dupontela, grającego tu zarazem tytułową rolę, niebezpiecznie balansuje na granicy złego gustu i ostrej satyry społecznej. Nie stroniąc od kontrowersyjności i brutalności, Dupontel kreśli ponury obraz odhumanizowanego społeczeństwa, którym rządzą okrucieństwo i małostkowość i w którym uboga, zepchnięta na margines większość nieustannie zagraża klice uprzywilejowanych posiadaczy, nie troszczących się zresztą ani trochę o los biedaków. Wychowany za "bezpiecznymi" murami sierocińca, niewinny i z pozoru bezbronny jak dziecko bohater filmu szybko dostosowuje się do zasad rządzących światem zewnętrznym. Tym, co pozwala widzowi traktować go z (przynajmniej względną) sympatią, jest humor (co prawda, czarny) groteskowych sytuacji i "odjazdowych" dialogów. Przyznać jednak trzeba, że nawet, gdy się śmiejemy oglądając "Berniego", jest to śmiech dość nerwowy.