Bruno Dumont nie przestaje zaskakiwać. Tym razem ulubieniec nowohoryzontowej publiczności wziął na warsztat biografię Joanny d'Arc. Zamiast jednak skupić się na najważniejszych wydarzeniach z życia francuskiej bohaterki narodowej, reżyser postanowił przedstawić na ekranie jej dzieciństwo. Jakby tego było mało, w "Jeannette..." Dumont kontynuuje swoje eksperymenty z gatunkami filmowymi i opowiada historię Joanny w konwencji musicalu. Na eklektycznej ścieżce dźwiękowej techno spotyka się z rockiem i rapem, a towarzyszące piosenkom absurdalne układy taneczne wprowadzają na ekran humor rodem z "Martwych wód". Dumont nie byłby jednak sobą, gdyby ograniczył się wyłącznie do niezobowiązującej zgrywy. Łącząca żarliwą wiarę z nieposkromionym gniewem Joanna, tak jak wielu bohaterów francuskiego reżysera, zostaje umiejscowiona na pograniczu grzechu i świętości. Sam film, mimo historycznego kostiumu, stanowi natomiast celny komentarz do czasów, w których fanatyzm religijny coraz częściej stanowi źródło przemocy.