"Wilbur chce się zabić" jest refleksją na temat miłości i śmierci, która powinna oczarować tych widzów, którym spodobał się "Włoski dla początkujących". Film ma też szansę pozyskać dla jego reżyserki i scenarzystki, Lone Scherfig, nową falę wielbicieli. Cechując się tym samym, kapryśnym urokiem i humorem, co jego poprzednik, Wilbur... splata te cechy z głęboką analizą kruchości życia i złożoności związków międzyludzkich. Film stąpa po cienkiej linii, oddzielającej radość od zmartwienia. Zagracone, zakurzone sklepiki, kiepsko oświetlone pomieszczenia i walące się szpitale, w których rozgrywa się jego akcja, cechuje pewna wyblakła poetyckość. Wilbur (Sives), szorstki, ponury człowiek, usiłował już popełnić samobójstwo na każdy możliwy sposób, dotychczas bezskutecznie. Po śmierci jego ojca, brat - Harbour (Rawlins) - namawia go, by zainteresował się podupadłym antykwariatem, który wspólnie odziedziczyli.