Czy pamiętacie swoje szkolne lata? Nie, nie te monotonne chwile spędzone nad książką. Lecz zwariowane wygłupy, kawały, żarty, które do dziś uważa się za najlepsze na świecie. Ale jest taka szkoła w Stanach, w której wygłupy biją wasze wspomnienia na głowę i w której dzieje się wszystko oprócz zwykłych zajęć lekcyjnych. To liceum Rebel, które swoim wyglądem zewnętrznym bardziej przypomina więzienie niż szkolny budynek, zaś atmosfera panująca wewnątrz, przypomina atmosferę wszelkiego rodzaju środowisk marginesu społecznego. Obskurne ściany, liczni palacze trawki, piromani, walki gangów na szkolnych korytarzach - to codzienne życie w Rebel. Nad wszystkim "pieczę" sprawuje wicedyrektor Norman Relig, jedyna dorosła osoba próbująca zapanować nad nieładem w szkole, bowiem żaden z 69 byłych dyrektorów nie wytrzymał w szkole dłużej niż tydzień. Nawet pomysły z zapisami na lekcję nie przyniosły pożądanych rezultatów. Uczniów nie przyciągają lekcje łucznictwa czy też nawet historia komiksów. Prawdziwymi bossami szkoły są dwaj uczniowie: Kalvin i Bruna, którzy szkołę podzielili na strefy swojej "działalności gospodarczej". Liceum, Rebel nie wzbudzałoby żądnej sensacji, gdyby nie zakusy przewodniczącego szkolnych komisji Samuela Wilcoxa, która chciałaby wyburzyć szkołę i zbudować tam swój prywatny parking. Wysyła więc inspekcję, której zadaniem jest negatywna ocena szkoły. Jakież jest jego zdziwienie, gdy dowiaduje się, że komisja wystawiła szkole bardzo dobrą ocenę. Okazało się, że zbuntowana młodzież, której punktem honoru było maksymalne utrudnianie życia nauczycielom, potrafili współdziałać z nimi w krytycznej dla obu stron sytuacji.