Egipskie kino grozy to rzadkość nie tylko na arenie międzynarodowej, ale i na tamtejszym lokalnym poletku. Ale nie sam ten fakt czyni film Marwana Hameda interesującym. Bo choć na pierwszy rzut oka "The Blue Elephant"może się wydawać dziełem epigońskim, odbitym od, dajmy na to, „Milczenia owiec”, nareszcie pęka fabularny sznureczek i starannie nanizane korale z łoskotem opadają na ziemię. Film opowiada o psychiatrze Yehii Rashedzie, który po paru latach intensywnego leczenia depresji hazardem i używkami powraca do pracy w zakładzie psychiatrycznym. Jednym z pensjonariuszy placówki okazuje się jego dawny kolega, skazany za brutalne zabójstwo żony. Rashed zostaje przezeń wciągnięty w szereg psychologicznych gierek sięgających daleko poza horyzont ludzkiej percepcji, prosto do świata okultystycznych paranoi. Reżyserowi film oraz jego scenarzyście Ahmedowi Mouradowi udaje się okiełznać wizualne tropy charakterystyczne dla kina amerykańskiego (te ciemne okulary niezdejmowane nawet przy zasuniętych roletach!) i stworzyć film o własnej tożsamości.