Kiedy 29 kwietnia 1992 roku złożona wyłącznie z białych Amerykanów ława przysięgłych wydała wyrok uniewinniający czterech – również białych – policjantów od zarzutu pobicia czarnoskórego taksówkarza, Rodneya Kinga, mimo że zajście wszyscy obejrzeć mogli na bulwersującym nagraniu wideo, w Los Angeles rozpoczęły się trwające sześć dni zamieszki. Pochłonęły ponad 60 ofiar i kosztowały miasto około miliarda dolarów. Opowiadający o tych wydarzeniach film Dana Lindsaya i TJ Martina (laureatów Oscara za "Niepokonanych" z 2012 roku) to wzorcowy przykład wykorzystania materiałów archiwalnych, które dzięki wyrafinowanemu montażowi składają się na wielopłaszczyznową narrację. Równie ważne jak obrazy ulic w ogniu są tu ujęcia z sal sądowych czy prasowych konferencji, a same zamieszki jawią się jako logiczne następstwo szeregu zdarzeń, których wspólnym mianownikiem był szeroko pojęty rasizm. W końcu, mimo kuriozalnych problemów z amunicją, porządek w mieście przywróci Gwardia Narodowa, ale – jak sugeruje sugestywne zakończenie filmu – raczej trudno spodziewać się, by były to ostatnie w USA zamieszki na tle rasowym.